Podczas mojego pierwszego lotu do Japonii pogoda była
wspaniała. Obraz ziemi z góry był bardzo wyraźny. Gdy już zbliżaliśmy się do
celu, zobaczyłam Japonię - wyglądała jak zmięty, zielony papier rzucony na
błękit oceanu. Był to piękny i bardzo pouczający widok - obraz dobrze ilustrujący
specyfikę tego kraju.
Jeśli idzie o warunki naturalne, Japonia jest krajem arcytrudnym
do mieszkania i zagospodarowania. Około 80% terenu to wysokie, strome,
zalesione góry. Klimat też nie jest tam łatwy - ulewy i tajfuny na porządku
dziennym. Do tego wszystkiego rozliczne trzęsienia ziemi i mniej liczne, ale
bardziej katastrofalne tsunami. Na tej niegościnnej ziemi o powierzchni niewiele większej od Polski mieszka aż 120 milionów Japończyków - ta gęstość zaludnienia dodatkowo powiększa
skalę trudności.
Można powiedzieć, że ten wymagający kraj od wieków uczy ludzi
dyscypliny, działania grupowego – kształtuje społeczeństwo tak, aby w tych
warunkach potrafiło żyć i rozwijać się pomyślnie. Budowanie w Japonii to zupełnie
co innego niż budowanie w Polsce. Rzecz jasna, najbardziej imponujące są
osiągnięcia współczesne np. niebosiężne wieżowce nie poddające się trzęsieniom
ziemi. Tu jednak chcę opowiedzieć o japońskich wyczynach inżynierskich starej
daty. Szczególną okazją do oglądania tego rodzaju dzieł była wyprawa na wyspę
Shikoku.
Wyspy Shikoku i Honsiu łączą 3 mosty. Jeden z nich Seto Ohashi rozpięty jest między miastami Kurashiki na Honsiu, a Sakaide na Shikoku. Podziwiałam go z punktu widokowego Washuzan po stronie Honsiu. Most ten ma 13 kilometrów i składa się z kilku odcinków między mniejszymi wyspami. Większość odcinków ma konstrukcję wiszącą na smukłych stalowych pylonach. Ma dwie jezdnie: górną kolejową, i dolną drogową. Jak większość wiszących mostów, Ohashi jest piękny.
Na zwiedzanie Shikoku pojechałam pociągiem tym właśnie mostem,
co samo w sobie było ciekawym doświadczeniem.
Wyspę tę zapamiętałam z kilku względów, ale tu przede wszystkim chce opisać drogi, jakich nigdy i nigdzie przedtem nie widziałam. Strome, zalesione stoki to wielkie wyzwanie dla drogowców. Jechaliśmy mikrobusem. Za oknem góry, lasy i imponujące wyczyny inżynierskie. Najróżniejsze sposoby zabezpieczenia stoków w Japonii spotyka się prawie na każdym kroku. Tu także było ich wiele.
A drogi? Są tam serpentyny takie, jakie znamy, ale także bywają inne – ciasne i niesamowicie strome. Nasz kierowca, aby pokonywać zakręty musiał manewrować tak, jak na ciasnym parkingu -kilkakrotnie zmieniał kierunek. Przy pokonywaniu tej drogi ja jako pasażer miałam przed oczami stromą ścianę, albo po zmianie kierunku przepaść bez dna. Dobrze, że nie mam lęku przestrzeni.
Serpentyny na Shikoku zazwyczaj są wcięte w stok, ale gdy wielka
stromizna na to nie pozwala, konstruowane są jako budowle przybudowane do
stoku.
W tych miejscach, gdzie serpentyna prowadzi przez wieś, powyżej i poniżej drogi znajdują się wąziutkie tarasy, na których z trudem mieszczą się domy mini ogrody i zagony, bo trudno to nazwać polami. Wszystko to jest ekstremalnie wąskie i ciasne. Mijanie się samochodów na takich drogach wymaga zapewne specjalnych placyków – mijanek, a kierowcy muszą się cechować wielką precyzją i cierpliwością. W tych warunkach każdy zły ruch może się przecież skończyć źle.
To wszystko widzieliśmy niejako od środka przemierzając stok
to w prawo to w lewo, aż znaleźliśmy się po przeciwnej stronie doliny i zobaczyliśmy całość od zewnątrz.
Wieś, którą można oglądać z przeciwstoku, dosłownie jak na dłoni, nazywa się Ochiai i jest objęta statusem ochronnym jako przykład historycznego zagospodarowania rolniczego w ekstremalnie trudnych warunkach. Ochroną objęty jest obszar o powierzchni 32,2 ha, a różnica wysokości między najwyższym i najniższym punktem wynosi 390 m. Historia tej wsi sięga średniowiecza i jest związana z legendarną historią klanu Heike. Kiedyś uprawiano tu żyto, ryż i hodowano jedwabniki, obecnie tytoń i ziemniaki. W tej wsi widziałam też zagony herbaty, co więcej piłam ją jako aromatyczny, zielony napar, niejako prosto z krzaka.
Na Shikoku oglądałam też „pradziadka” japońskich mostów wiszących czyli most Iya Kazurabashi.
Most ten rozpięty jest nad malowniczą, górską rzeką Iya. Jest to kładka powieszona na lianach aktinidii - rośliny pnącej podobnej do kiwi, wspartych na dwu drewnianych kratowych pylonach. Most ten robi wielkie wrażenia estetyczne i imponuje inżynierską maestrią. Można się tam poczuć trochę jak w bajce. Legenda wiąże go z tym samym klanem Heike, który tak doskonale zagospodarował ten stromy stok. Uciekając przed wrogami klan ten miał budować takie wiszące mosty, aby po przejściu je niszczyć i w ten sposób hamować pogoń. Miało to miejsce w XII wieku, więc tak starej daty jest ten malowniczy most.
Nie wszyscy zwiedzający odważają się tam wejść, bo kładka się
huśta, a idzie się po drewnianych szczebelkach rozstawionych dość rzadko. Po
raz drugi cieszyłam się, że nie mam lęku
przestrzeni.
Podróżując dalej przecudną doliną rzeki Iya i dalej podobną doliną rzeki Yoshino widziałam „wnuka” owej bajkowej kładki – nowoczesny, pieszy most wiszący. Także piękny,
ale znacznie mniej tajemniczy.
O polach ryżowych na stromych stokach, które też wymagają
ekwilibrystyki inżynierskiej napisze osobno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz