W roku 2008 zostałam zaproszona wraz z moimi studentami na międzynarodowe warsztaty do Chorwacji, na piękną, maleńką wyspę Šipan w pobliżu Dubrownika. Na tych warsztatach poznałam Japończyków, którzy przyjechali tam w podobnym celu. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu tam i wtedy zaproszono mnie do Japonii. Początkowo nie wierzyłam. Zwykle ludzie przeżywają tego rodzaju przygody w młodości albo w wieku dojrzałym, a ja dostałam od losu tę szansę po sześćdziesiątce. Co więcej moje serce wielokrotnie naprawiane, działało na pół gwizdka. Takiej okazji nie mogłam jednak przegapić więc wzięłam głęboki oddech i pojechałam - tak zaczęła się najbardziej niespodziewana i ekscytująca przygoda w moim życiu.
W Japonii byłam kilka razy albo sama albo z moim zespołem, a także kilka razy gościłam Japończyków w Polsce. Trwało to wszystko razem kilka lat i wciąż nie jest do końca zamknięte.
Przed tym zaproszeniem nigdy nie zajmowałam się Japonią i oprócz najbardziej podstawowej wiedzy, nie wiedziałam o niej nic. Nigdy też nie byłam i nadal nie jestem szczególną miłośniczką Japonii. Znam takich entuzjastów, ale do nich nie należę. Choć podziwiam piękno tego kraju i niektóre cechy tego społeczeństwa, wcale nie chciałabym tam mieszkać. Japonia była dla mnie przede wszystkim ogromnym zaskoczeniem. Od czasu, gdy wylądowałam po raz pierwszy na lotnisku Kansai w Osace, zrobiłam wiele, aby zrozumieć ten kraj i tych ludzi, ale nadal istnieją sprawy będące dla mnie zagadką. Te pytania bez odpowiedzi fascynują i przyciągają mnie nadal, zaś drugim magnesem jest japońska sztuka reprezentująca ten rodzaj piękna, który bardzo lubię – subtelność, wyrafinowanie, zagadkowość. Po Wielkiej Japońskiej Przygodzie zostało mi kilka tysięcy zdjęć i trochę tekstów, które pisałam na bieżąco, a potem wiele razy w mniejszych lub większych odstępach czasu. Niektóre z nich opublikowałam, inne poszły do szuflady, czy raczej śpią sobie w moim komputerze w folderze „Moje japońskie teksty”. Teraz spróbuję je uporządkować i przedstawić w postaci w fotohistorii, to znaczy krótkich bogato ilustrowanych tekstów.
Głównym sprawcą mojej japońskiej przygody był Hiroshi Yahagi, profesor urbanistyki w ujęciu ekonomicznym, wykładowca kilku uczelni japońskich, bywalec międzynarodowych konferencji w wielu krajach świata, okresowo także dziennikarz pracujący w Stanach Zjednoczonych, autor książek o tematyce miejskiej. Hiroshi jest zdecydowanie typem miejskim, przyroda interesuje go mniej. Nie protestował, gdy nazywałam go cityman. On to sprawił, że Japonia zaoferowała mi stypendium, a potem powstał polsko-japoński projekt naukowy i polsko-japoński zespół do jego opracowania. Dzięki niemu pracowałam jako visiting professor na Osaka City University i Chiba University w Tokio, a także, a może przede wszystkim intensywnie zwiedzałam Japonię.
Jeszcze kilka słów o mnie. Jestem architektem, profesorem Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej – obecnie na emeryturze. Pracowałam też na kilku innych polskich uczelniach z Uniwersytetem Jagiellońskim na czele. Zajmowałam się architekturą krajobrazu, projektowaniem ogrodów i partycypacją społeczną w gospodarce przestrzennej, a także sztuką witrażową. Napisałam kilka książek i wiele artykułów. Widać stąd, że nie trzymam się ściśle jednego kręgu tematycznego. Wręcz odwrotnie mam, jak się to mówi wiele zainteresowań, czego zresztą nie pochwalają niektórzy moi uczeni koledzy. Właśnie ta cecha sprawiła, że japońską szansę potraktowałam z entuzjazmem, choć podróż do tego kraju nie należała ani do moich marzeń, ani moich planów.
Fotohistorie są co prawda ułożone w pewnym porządku, ale można je czytać na wyrywki. Też będą zrozumiałe. Zaprasza zatem do czytania i oglądania.
Krystyna Pawłowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz