Moje zwiedzanie wyspy Shikoku w roku 2009, podobnie zresztą, jak innych miejsc w Japonii, było najeżone niespodziankami, zaskoczeniami i zagadkami. Wynikało to między innymi z mojego nikłego przygotowania do tej podróży. Znalazłam się tam nie z mojej inicjatywy i program zwiedzania był obmyślony beze mnie. Była to niebywale hojna, choć zupełnie niespodziewana inicjatywa Hiroshiego. Na dodatek miałam mało czasu, aby się najpierw oswoić, a potem przygotować. Nasze porozumienie werbalne nie było łatwe. Mój angielski był kulawy, a wymowa słowiańska, a jego angielski był lepszy, ale wymowa po prostu niepojęta. Dla Japończyków angielska pronunciation jest diabelnie trudna. Nie zmienia to faktu, że za to, co pokazał mi Hiroshi w Japonii należy mu się ode mnie order wdzięczności. Niemniej faktem jest, że w Japonii wielokrotnie byłam i widziałam miejsca, o których znaczeniu wiedziałam wówczas o wiele za mało. Właściwie dopiero teraz, gdy piszę tego bloga, mam dość czasu, aby doczytać, przestudiować, poznać lepiej sens tego, co wówczas widziałam.
Mój kontakt z Domem Fletu czyli z chatą Chiorii jest chyba najlepszym przykładem tego mocno spóźnionego poznawania sensu.
Dom Fletu we wsi Tsurui w prefekturze Fukushima na Shikoku
Na Shikoku przyjechaliśmy pociągiem (patrz: Wyczyny inżynierskie), a potem zwiedzaliśmy wyspę mikrobusikiem. Był to pojazd mały, ale dzielny, bez sprzeciwu pokonujący wyjątkowo strome drogi i ciasno skręcone serpentyny. Górska dolina, a właściwie kanion, rzeki Iya w centralnej części wyspy jest niebywale malowniczy i niebywale trudno dostępny. Jadąc tam trochę wiedzieliśmy na ten temat, ponieważ wcześniej mieliśmy spotkanie z gospodarzami tego regionu. Podstawowy problem, o jakim tam wówczas mówiono to owa niedostępność i trudność w zagospodarowaniu. Młodzi mieszkańcy coraz liczniej opuszczali wyspę, na której niemal każdy kawałek płaskiej powierzchni czy to pod zabudowę, czy to pod uprawę musiał być wykuwany w stromym, skalistym stoku.
Spotkanie w urzędzie miasta
Miyoshi
Przed wielu, wielu laty, bo w wieku XII, ową niedostępność doliny wykorzystywali uchodźcy z rodu Heike, którzy po przegranej wojnie uciekali przed ścigającymi ich wrogami z rodu Genji. Wojna ta jest tematem japońskiej klasyki - Heike monogatari – anonimowego japońskiego eposu rycerskiego i wielkiego mnóstwa grafik, a także współczesnych komiksów i filmów animowanych
Wojna na klasycznej grafice
japońskiej
Jak już pisałam (patrz: Wyczyny
inżynierskie), Heike nauczyli się budować wiszące mosty, przeprawiali się nimi
na drugą stronę kanionu Iya, a następnie odcinali je, aby utrudnić pogoń. Niedostępność
regionu jako sposób na izolację okazała się nadzwyczaj skuteczna, skoro państwo
japońskie uzyskało pełnie władzy nad regionem dopiero w roku 1920. W latach 70-tych
XX wieku w tamtych rejonach można było usłyszeć jeszcze prastare zabytki
językowe – słowa z języka dworskiego Heian.
Nasz sympatyczny przewodnik
zarządził postój na stromej i wąskiej drodze. Gdy zeszliśmy kamienną ścieżką
nieco niżej, ujrzeliśmy widok w tym sensie zaskakujący, że tym razem łudząco
podobny do tego, co możemy oglądać w polskich Beskidach. Jakże liczne moje
dotychczasowe japońskie zaskoczenia polegały na czymś dokładnie odwrotnym –
wszystko było inne niż w Polsce. Zaś tym razem - niezwykle podobne.
Była to 300-letnia chata Chiiori – obiekt niewielki lecz, jak się później okazało, bardzo ważny z punktu widzenia idei ochrony architektury ludowej w Japonii.
Chiiori – czy to w Japonii, czy
może w Polsce?
W roku 1971 do doliny rzeki Iya zawędrował
19-letni Amerykanin Alex Kerr. W tym okresie egzystowały tam jeszcze górskie
wsie, w których tamtejsi wieśniacy, na starasowanych stokach, uprawiali
herbatę, ryż, żyto, ziemniaki i tytoń. Hodowano też jedwabniki. Miejsce to –
tak natura, jak i bardzo odrębna skutkiem izolacji kultura, zauroczyły Kerra
tak bardzo, że z tym regionem i z jego problemami związał resztę swojego życia.
Alex Kerr kupił starą, opuszczoną
chatę, zamieszkał tam i rozpoczął prace zabezpieczające i remontowe. Po 38
latach, gdy oglądałam to miejsce, był to obiekt muzealny w typie europejskiego
skansenu, w którym można było obejrzeć chałupę zewnątrz i wewnątrz, popatrzeć
przez rozsuwaną ścianę centralnego pomieszczenia na wspaniały las po przeciwnej
stronie doliny, posiedzieć na kamiennym tarasie przed domem, pooglądać sprzęty
i dekoracje zgromadzone w domu i pod okapem dachu. To wszystko było
arcyprzyjemne - czyste, pachnące lasem
powietrze, spokój, cisza…
Chatę nazwano Chiiori, co oznacza
Dom Fletu. Nazwę ta nadano po naradzie, w której brała udział japońska poetka Minami
Shokichi, miejscowe dzieci i oczywiście Alex Kerr.
Dziś (2024) z Internetu wiem, że w Domu Fletu można zanocować, rezerwując miejsce przez Booking, ponieważ po kolejnych remontach i modernizacjach dobudowano tam część noclegową i sanitarną – nowoczesną, ale w stylu japońskim, czyli z wielkim baniakiem do moczenia się po umyciu (kolosalna przyjemność!!!).
Chata Chiiori o typowej dla tego regionu i tego okresu strukturze, składa się z dużej, reprezentacyjnej izby zashiki z paleniskiem irori pośrodku. Poprzez rozsuwaną ścianę zewnętrzną można kontemplować ów wspaniały widok na las. Izby tej nie używało się na co dzień tak, jak to bywa z tzw. białą izbą w polskich chałupach. Z pomieszczeniem tym sąsiadowała inna mniejsza izba, także z paleniskiem pośrodku, użytkowana na co dzień. Stąd widać także ową urzekającą, pachnącą ścianę zieleni.
Widok na las z centralnej izby
Domu Fletu
Obie izby da się połączyć w
całość, gdyż dzieli je tylko rozsuwana ściana shōji. Kolejne pomieszczenie to
jadalnio-kuchnia dostępna z zewnątrz poprzez przedsionek. W głębi domu były
jeszcze dwie małe sypialnie. Tu, inaczej niż w reszcie domu, nie brakuje
sufitów. Pomieszczenia widoczne na rysunku po prawej to dobudowa wprowadzona w 2012
roku, przeznaczona do wynajmowania turystom.
Bryła domu pokryta jest wielkim, czterospadowym dachem z dymnikami w szczycie. Pokryciem jest gruba strzecha kayabuki z trawy susuki.
Konstrukcja strzechy
Wymiary chaty Chiiori to 8 x 4 keny
(ken to długość maty tatami – 1,818 m). Jest to zatem 14,4 m x 7,2 m. Mierzenie
powierzchni pomieszczenia wymiarami tatami jest wciąż stosowane do określania
wielkości pomieszczeń w architekturze japońskiej. Dom Fletu też jest opisywany
w ten sposób, chociaż wyjątkowo, w tym przypadku podłoga wcale nie jest pokryta
tatami. Wszystkie podłogi w innych tradycyjnych domach japońskich, jakie
widziałam, były pokryte tatami. Chodzi się po nich boso (unikając zwyczajowo
stąpania po stykach mat), co zresztą jest bardzo, bardzo przyjemne.
W Chiiori podłoga jest z desek, czarnych i lśniących, równie miła do chodzenia boso, jak tatami. Zarówno ona, jak i wszystkie wewnątrz widoczne drewniane elementy konstrukcyjne są ciemne, prawie czarne. Chata bowiem jest kurna. Paleniska nie mają żadnych okapów nad sobą. Nie ma także ani komina, ani stropu – od środka widać podniebienie dachu. Dodatkową funkcją pomieszczeń było bowiem suszenie i chyba wędzenie tytoniu. Dym uchodził bowiem przez dymniki w szczycie dachu. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, jak można było żyć w takim zadymionym pomieszczeniu, zwłaszcza zimą. Co prawda na Shikoku klimat jest łagodniejszy niż w Polsce, ale nie aż o tyle, aby zimą pomieszczenia mieszkalne nie wymagały ogrzewania. Ogółem stosunek Japończyków do sprawy ogrzewania jest zadziwiający, o czym napiszę przy innej okazji.
Czarna podłoga i palenisko w
izbie zashiki
W konstrukcji dachu szczególnie rzuca się w oczy użycie nie tylko prostych, lecz także grubych, krzywych belek i to nie sztucznie ukształtowanych, ale z pni krzywych drzew. Tego rodzaju krzywe belki stropowe widziałam także w kilku innych tradycyjnych budynkach japońskich. Nie wiem, czy gdzieś na świecie poza Japonią stosuje się tego rodzaju elementy – w Polsce na pewno nie.
Konstrukcja dachu Chiiori
120-letni magazyn ryżu
przekształcony w herbaciarnię w mieście Kurashiki
Tradycyjna konstrukcja z krzywą
belką w zrewitalizowanym obiekcie w mieście Kanazawa
Musiałabym lepiej znać filozofię
i sposób myślenia Japończyków, aby z całą pewnością wyjaśnić dlaczego takie
krzywe belki stosowano. Czyżby nie było w Japonii, która w 80% powierzchni
pokryta jest lasem, dosyć prostych drzew? Pozwolę sobie na pewne
przypuszczenie. Wiadomo, że istnieją w tamtejszych lasach drzewa krzywe, co
wynika zapewne z lokalnie trudnych warunków geograficzno-klimatycznych, ale
przecież proste drzewa zapewne są jednak w przewadze. Kwestia polega zatem
raczej na dziwnej dla nas akceptacji takiego koślawego budulca. I tu przychodzi
mi na myśl japońska filozofia wabi-sabi polegająca na celebrowaniu
niedoskonałości, naturalności i przemijającego piękna. W przeciwieństwie do
zachodniej estetyki, która dąży do perfekcji wabi-sabi docenia prostotę,
skromność i harmonię z naturą. Akceptuje naturalne niedoskonałości. Na tej
filozofii opiera się między innymi sztuka kintsugi, czyli klejenie potłuczonych
ceramicznych naczyń żywicą ze złotem.
A teraz kilka słów o wspomnianym dziwnym podobieństwie. Przed laty prowadziłam badania nad polską, drewnianą architekturą ludową ze szczególnym uwzględnieniem okolic Krakowa, Bieszczad oraz Beskidu Żywieckiego, Śląskiego i Małego. Z tej perspektywy twierdzę, że jeśli nie brać pod uwagę konkretnego pochodzenia budulca i szczegółów konstrukcji, lecz zewnętrzną formę i ogólne wrażenie, chata Chiiori na stokach Karpat nie budziłaby niczyjego zdziwienia. Przysadzista, rozsiadła na stoku, niejako zrośnięta z podłożem bryła, wielki, czterospadowy dach z dymnikami kryty grubą, „ciepłą” strzechą, drewniane, pociemniałe od słońca ściany, kamienna podmurówka, drewno opałowe ułożone pod szerokim okapem. Wszystko się zgadza.
Podobieństwo: Chiiori po lewej i
chałupa z Bieszczad po prawej
Gdy jeszcze zobaczyłam pod okapem
Chiiori młynek do zboża takuteńki, jaki widziałam na polskiej wsi skąd
pochodził mój ojciec, po prostu zdębiałam.
Młynki do zboża: japoński po
lewej i polski po prawej
W rozważaniach nad polską architekturą ludową,
w których wielokrotnie uczestniczyłam, zwraca się uwagę na wpływ lokalnego
klimatu, dostępności rodzimych materiałów, sposobu życia i pracy mieszkańców. Uwarunkowania
te w mniejszym lub większym stopniu przesądzają o formie, która poza tym jest
tworem myśli ludzkiej doskonalonym doświadczeniem kolejnych pokoleń.
Podobieństwo japońskiej i
polskiej architektury ludowej ujawniające się mimo mnogości różnic, które można by wyliczać bez końca, jest
zadziwiające, ale także bardzo pouczające.
Alex Kerr swoje działania w
Japonii opisał w kilku książkach - o chacie Chiiori w książce pt. Japonia
utracona. Opisuje tam, że gdy po raz pierwszy wszedł do wnętrza na podłodze
zalegała gruba warstwa czarnego osadu. Okazało się, że był to sproszkowany
tytoń. Opuszczając chałupę ostatni mieszkańcy pozostawili suszące się, wiszące
na krokwiach liście tytoniowe, które z czasem zamieniły się w ów czarny osad.
Chata Chiiori nie była jednak
jedynie prywatnym celem Kerry’ego. Zajął się sprawami ogólniejszymi, to jest
nową formułą rozwojową upadającego i wyludniającego się regionu. Nowy kierunek
miał polegać na udostępnieniu turystycznym, przy pełnym szacunku do przepięknej
natury i odrębnej, dawnej kultury. Ten kierunek realizowany jest nadal przez
dwie instytucje założone przez Kerry’ego: Chiiori Trust i Chiiori Alliance.
Chiiori Trust wykupiło w tamtym regionie jeszcze 8 innych domów i tam realizuje
swoje idee. Są tam też domy miejskie typu machiya.
Z tym drugim rodzajem domów
zapoznałam się potem w innych miejscach szczególnie w Kioto i napisze o tym
osobno. Z pewnością dość dziwne jest to,
że ochroną zabytkowych domów mieszczańskich – machiya Japończycy zaczęli się
zajmować nie zaraz po wojnie, lecz dopiero na przełomie wieków XX i XXI, kiedy to
większość tego zasobu już nie istniała. Nie kryją przy tym faktu, że dostrzegli
tę potrzebę inspirowani przez Amerykanów, którzy żywo interesowali się
zabytkową architekturą Japonii. Nie potrafię określić precyzyjnie jak wielką
rolę odegrał w tej sprawie Alex Kerr i jego Dom Fletu, ale przypuszczam, że
ważną, a może nawet wiodącą. Tak czy inaczej chwała mu za to, bo przyczynił się
walnie do zachowania tego, co najbardziej interesuje ludzi ciekawych świata.
Myślę tu o obserwowaniu i kontemplowaniu fascynującej gry między jednorodnością
a różnorodnością.
W czasie wycieczki po Shikoku byliśmy jeszcze w położonym nieopodal domu Kimura. Jest to najstarszy obiekt tego rodzaju w regionie Iya uznany za zabytek należący do kulturowego dziedzictwa Japonii. Należał niegdyś do głowy wioski (sołtysa?), dziś jest obiektem muzealnym. Tu mogliśmy zobaczyć wyjątkową grubość równo przystrzyżonej strzechy i wielką solidną podmurówkę. Obiekt, w przeciwieństwie do Chiiori, robi wrażenie martwego eksponatu muzealnego.
Pochodzący z XVII wieku dom
Kimura w wsi Tsurui na wyspie Shikoku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz