sobota, 24 lutego 2024

Rozmowa z kasą biletową i inne przygody z automatami

 

Japonia słynie z automatyzacji wszystkiego, co da się zautomatyzować. Bywałam tam ponad 10 lat temu. Wówczas kontrast między Japonią a Polską był ogromny. Jak jest teraz nie wiem, ale zapewne nadal daleko nam do Japonii - i tu i tam sprawy poszły do przodu. Mamy teraz w Polsce wiele rozwiązań, które przed 10 laty w Japonii były dla mnie zaskoczeniem. Czytając te historie warto pamiętać, że dotyczą one tamtych czasów.   

Co zaskakiwało mnie, gdy po raz pierwszy znalazłam się w Japonii?  Na przykład: drzwi otwierały się same, gdy przed nimi stanęłam, schody ruszały do góry, gdy na nie weszłam, w barze szczegóły zamówienia trzeba było ustalać klikając odpowiednie ikonki w menu. Kupowanie, płacenie, zamawianie, pobieranie, zgłaszanie, zatwierdzanie itd. – wszystko automatycznie. Światło zaświecało się samo i samo gasło, choć nie zawsze w odpowiednich momentach. Z robotami ani wówczas ani potem nie miałam do czynienia – może dobrze, bo mnie trochę przerażają.


                                    Automaty na każdym rogu – tu na ulicach Tokio i Kioto

Mówiące automaty przemawiają do Ciebie zawsze bardzo uprzejmie, czasem ludzkim, czasem zwierzęcym głosem. Na przejściach dla pieszych ćwierkają ptaszki, w nocy o wejściu  gościa  w obręb strzeżonego osiedla informuje chór cykad, w  windzie ćwierkają dziecięcymi głosikami jakieś panie.

Jeśli idzie o ten chór cykad, nie jestem pewna, czy one były naturalne czy sztuczne, ale uaktywniły się nagle , gdy weszłam w obręb osiedla.

Cykady na strzeżonym osiedlu w Tokio

Wówczas, gdy byłam w Japonii po raz pierwszy, czułam się trochę zagubiona i samotna. Mieszkałam w hotelu asystenckim w Osace. Byłam tam jedynym mieszkańcem całego dość dużego obiektu. Ciszę przerywały tylko dwa głosy: gawron siedzący na drucie naprzeciw mojego okna - krakał w niebogłosy jakby domagał się wysłuchania, a w windzie ćwierkała do mnie na każdym piętrze czarująca panienka (tak odbieram mowę japońską w wydaniu żeńskim). Cudownie, wspaniale, ale uprzejmość automatów po jakimś czasie zaczyna być upiorna. Pamiętacie horrory z automatami?  

Tak czy inaczej, aby żyć w Japonii  już wówczas trzeba było wciąż naciskać guziki, naduszać ikonki, dłużej lub krócej, coś potwierdzać, wpisywać kody itd. Teraz w Polsce robi się podobnie. Wówczas byłam nieprzygotowana, ale szybko się przyzwyczaiłam i to do tego stopnia, że po powrocie do Polski czekałam przed zamkniętymi drzwiami, z nadzieją, że same się otworzą.

W Japonii chyba najczęstszym zajęciem automatów było i jest sprzedawanie. Kolorowe szafy serwują tak, jak u nas napoje i przekąski, ale to nie koniec. Sprzedają niemal wszystko: całe duże dania nawet ciepłe, przedmioty nie tylko drobne, czasem bardzo dziwne i bardzo erotyczne. Są też automaty - loterie do wygrywania fantów.

Automaty sprzedające są poza tym źródłem światła. Rzadko kupowałam w automatach, ale zapamiętałam jeden z nich, bo był jedynym źródłem światła na wiejskiej pustej drodze, gdzie wybrałam się na spacer po zmroku mimo przestróg Hiroshiego, że to się może źle skończyć.

Automaty obsługują też toalety publiczne. W wielkim centrum handlowym Canal City w Hakacie różnych opcji skorzystania z toalet było tak wiele, że trzeba było najpierw zapoznać się z elektronicznym przewodnikiem, który sam w sobie nie był łatwy do rozgryzienia.


                    Przewodnik po toalecie w Canal City – wielkim centrum handlowym w Hakacie

Jednak najwięcej radości sprawiła nam automatyczna toaleta w pewnej niewielkiej knajpce, gdzie obchodziliśmy moje urodziny. Pierwsza osoba, która tam była, wróciła zataczając się ze śmiechu. Po otwarciu drzwi zaczynał się bowiem mały pokaz uprzejmości tego urządzenia. Rozczulająca muzyka, ciepłe światło, deska zachęcająco podnosząca się do góry - okazuje się, że na dodatek jest ciepła. Przed sobą masz szeroki wachlarz możliwości do wyboru na elektronicznym panelu znajdującym się wygodnie pod lewą ręką…O toaletach japońskich jeszcze napiszę.

Shinjuku – jedno z wielkich centrów handlowych Tokio. Tak to wygląda nad ziemią

Prawdziwym rajem automatów są stacje dworce i centra handlowe. Komunikacja torowa w tym kraju składa się z metra i kolei, a kolej z wielu różnych sieci działających według różnych zasad i taryf. To wszystko krzyżuje się na podziemnych stacjach, które obrastają w sklepy, bary, salony gry, usługi. Czasem taka stacja przeradza się w wielopoziomowe podziemne centrum handlowe. Łatwo się tu zgubić. Na ogół bywałam w takich miejscach w towarzystwie Japończyków i oni kupowali bilety. Działo się to szybko i bezszmerowo, ale nadszedł dzień, kiedy stanęłam przed tym zadaniem z grupą moich polskich kolegów.


 Dzielnica Tokio Ochanomizu - skrzyżowanie torów z rzeką

Tak wyglądają podziemne centra handlowe połączone ze stacjami kolei i metra

Działo się to w Tokio na stacji kolei i metra Ochanomizu. Na początek trzeba było sobie zaplanować trasę z przesiadkami posługując się tablicami świetlnymi informującymi o połączeniach i cenach. Potem należało odliczyć pieniądze i znaleźć właściwy automat sprzedający bilety. Młodsi koledzy podjęli się tego zadania i nadszedł moment realizacji zakupu. Pieniądze zostały wrzucone, zamówienie złożone. Czekamy na efekt czyli wyplucie biletu………. A tu nic. Pieniądze wziął, biletu nie dał. Co wówczas nam Polakom przychodzi do głowy? Rąbnąć pięścią w głupią maszynę. Może się odblokuje? Trochę nie wypada w obcym kraju. Musieliśmy coś pokręcić.

Tak stoimy i naradzamy się, co tu robić, a wokół obojętny tłum przewala się przez stację, żadnego mundurowego w zasięgu wzroku. No i w końcu trudno  - zaczęliśmy walić.

Automat ten miał na wysokości oczu guziki i ekraniki oraz otwór do wrzucania pieniędzy, a na wysokości brzucha korytko w którym powinien był pojawić  się bilet. I nagle ten segment z korytkiem otwarł się, a w otworze na tej nietypowej wysokości pojawiła się twarz uprzejmego jak zawsze Japończyka. Natychmiast wszyscy zrobiliśmy skłon, aby porozumieć się z tym człowiekiem. Musieliśmy dość śmiesznie wyglądać, ale niestety nikt nie zrobił zdjęcia.

Stacja Ochanamizu - miejsce akcji

Wszystko skończyło się dobrze. Już nie pamiętam, czy to my zrobiliśmy błąd, czy automat się zaciął.  Na koniec jednak dostaliśmy bilety i wszystko było dobrze .

Teraz wiecie już Państwo, że z tymi japońskimi automatami to bujda. W tych szafkach siedzą tacy mali Japończycy i serwują nam te wszystkie soki, batony, kanapki, krawaty, laleczki, chusteczki Itd. itd. A pieniążki układają w równiutkie stosiki i przewiązują wstążeczkami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Krótka podróż do Hiruzen, czyli natura po japońsku

  K rótka podróż do Hiruzen, czyli natura po japońsku   Hiruzen to niewielki region turystyczny – tak mały, że tej nazwy w tamtym okresi...