piątek, 2 sierpnia 2024

Powrót do Chiiori

Moje zwiedzanie wyspy Shikoku w roku 2009, podobnie zresztą, jak innych miejsc w Japonii, było najeżone niespodziankami, zaskoczeniami i zagadkami. Wynikało to między innymi z mojego nikłego przygotowania do tej podróży. Znalazłam się tam nie z mojej inicjatywy i program zwiedzania był obmyślony beze mnie. Była to niebywale hojna, choć zupełnie niespodziewana inicjatywa Hiroshiego. Na dodatek miałam mało czasu, aby się najpierw oswoić, a potem przygotować. Nasze porozumienie werbalne nie było łatwe. Mój angielski był kulawy, a wymowa słowiańska, a jego angielski był lepszy, ale wymowa po prostu niepojęta. Dla Japończyków angielska pronunciation jest diabelnie trudna. Nie zmienia to faktu, że za to, co pokazał mi Hiroshi w Japonii należy mu się ode mnie order wdzięczności. Niemniej faktem jest, że w Japonii wielokrotnie byłam i widziałam miejsca, o których znaczeniu wiedziałam wówczas o wiele za mało. Właściwie dopiero teraz, gdy piszę tego bloga, mam dość czasu, aby doczytać, przestudiować, poznać lepiej sens tego, co wówczas widziałam.

Mój kontakt z Domem Fletu czyli z chatą Chiorii jest chyba najlepszym przykładem tego  mocno spóźnionego poznawania  sensu.

 

Dom Fletu we wsi Tsurui  w prefekturze Fukushima na Shikoku

Na Shikoku przyjechaliśmy pociągiem (patrz: Wyczyny inżynierskie), a potem zwiedzaliśmy wyspę mikrobusikiem. Był to pojazd mały, ale dzielny, bez sprzeciwu pokonujący wyjątkowo strome drogi i ciasno skręcone serpentyny. Górska dolina, a właściwie kanion, rzeki Iya w centralnej części wyspy jest niebywale malowniczy i niebywale trudno dostępny. Jadąc tam trochę wiedzieliśmy na ten temat, ponieważ wcześniej mieliśmy spotkanie z gospodarzami tego regionu. Podstawowy problem, o jakim tam wówczas mówiono to owa niedostępność i trudność w zagospodarowaniu. Młodzi mieszkańcy coraz liczniej opuszczali wyspę, na której niemal każdy kawałek płaskiej powierzchni czy to pod zabudowę, czy to pod uprawę musiał być wykuwany w stromym, skalistym stoku.

Spotkanie w urzędzie miasta Miyoshi

Przed wielu, wielu laty, bo w wieku XII, ową niedostępność doliny wykorzystywali uchodźcy  z rodu Heike, którzy po przegranej wojnie uciekali przed ścigającymi ich wrogami z rodu Genji. Wojna ta jest tematem japońskiej klasyki - Heike monogatari – anonimowego japońskiego eposu rycerskiego  i wielkiego mnóstwa grafik, a także współczesnych komiksów i filmów animowanych

Wojna na klasycznej grafice japońskiej

Jak już pisałam (patrz: Wyczyny inżynierskie), Heike nauczyli się budować wiszące mosty, przeprawiali się nimi na drugą stronę kanionu Iya, a następnie odcinali je, aby utrudnić pogoń. Niedostępność regionu jako sposób na izolację okazała się nadzwyczaj skuteczna, skoro państwo japońskie uzyskało pełnie władzy nad regionem dopiero w roku 1920. W latach 70-tych XX wieku w tamtych rejonach można było usłyszeć jeszcze prastare zabytki językowe – słowa z języka dworskiego Heian.

Nasz sympatyczny przewodnik zarządził postój na stromej i wąskiej drodze. Gdy zeszliśmy kamienną ścieżką nieco niżej, ujrzeliśmy widok w tym sensie zaskakujący, że tym razem łudząco podobny do tego, co możemy oglądać w polskich Beskidach. Jakże liczne moje dotychczasowe japońskie zaskoczenia polegały na czymś dokładnie odwrotnym – wszystko było inne niż w Polsce. Zaś tym razem - niezwykle podobne.

Była to 300-letnia chata Chiiori – obiekt niewielki lecz, jak się później okazało, bardzo ważny z punktu widzenia idei ochrony architektury ludowej w Japonii.

Chiiori – czy to w Japonii, czy może w Polsce?


W roku 1971 do doliny rzeki Iya zawędrował 19-letni Amerykanin Alex Kerr. W tym okresie egzystowały tam jeszcze górskie wsie, w których tamtejsi wieśniacy, na starasowanych stokach, uprawiali herbatę, ryż, żyto, ziemniaki i tytoń. Hodowano też jedwabniki. Miejsce to – tak natura, jak i bardzo odrębna skutkiem izolacji kultura, zauroczyły Kerra tak bardzo, że z tym regionem i z jego problemami związał resztę swojego życia.

Alex Kerr kupił starą, opuszczoną chatę, zamieszkał tam i rozpoczął prace zabezpieczające i remontowe. Po 38 latach, gdy oglądałam to miejsce, był to obiekt muzealny w typie europejskiego skansenu, w którym można było obejrzeć chałupę zewnątrz i wewnątrz, popatrzeć przez rozsuwaną ścianę centralnego pomieszczenia na wspaniały las po przeciwnej stronie doliny, posiedzieć na kamiennym tarasie przed domem, pooglądać sprzęty i dekoracje zgromadzone w domu i pod okapem dachu. To wszystko było arcyprzyjemne -  czyste, pachnące lasem powietrze, spokój, cisza…

Chatę nazwano Chiiori, co oznacza Dom Fletu. Nazwę ta nadano po naradzie, w której brała udział japońska poetka Minami Shokichi, miejscowe dzieci i oczywiście Alex Kerr.

Dziś (2024) z Internetu wiem, że w Domu Fletu można zanocować, rezerwując miejsce przez Booking, ponieważ po kolejnych remontach i modernizacjach dobudowano tam część noclegową i sanitarną – nowoczesną, ale w stylu japońskim, czyli z wielkim baniakiem do moczenia się po umyciu (kolosalna przyjemność!!!).

Rzut poziomy chaty Chiiori

Chata Chiiori o typowej dla tego regionu i tego okresu strukturze, składa się z dużej, reprezentacyjnej izby zashiki z paleniskiem irori pośrodku. Poprzez rozsuwaną ścianę zewnętrzną można kontemplować ów wspaniały widok na las. Izby tej nie używało się na co dzień tak, jak to bywa z tzw. białą izbą w polskich chałupach. Z pomieszczeniem tym sąsiadowała inna mniejsza izba, także z paleniskiem pośrodku, użytkowana na co dzień. Stąd widać także ową urzekającą, pachnącą  ścianę zieleni.

Widok na las z centralnej izby Domu Fletu

Obie izby da się połączyć w całość, gdyż dzieli je tylko rozsuwana ściana shōji. Kolejne pomieszczenie to jadalnio-kuchnia dostępna z zewnątrz poprzez przedsionek. W głębi domu były jeszcze dwie małe sypialnie. Tu, inaczej niż w reszcie domu, nie brakuje sufitów. Pomieszczenia widoczne na rysunku po prawej to dobudowa wprowadzona w 2012 roku, przeznaczona do wynajmowania turystom.

Bryła domu pokryta jest wielkim, czterospadowym dachem z dymnikami w szczycie. Pokryciem jest gruba strzecha kayabuki z trawy susuki.

Konstrukcja strzechy

Wymiary chaty Chiiori to 8 x 4 keny (ken to długość maty tatami – 1,818 m). Jest to zatem 14,4 m x 7,2 m. Mierzenie powierzchni pomieszczenia wymiarami tatami jest wciąż stosowane do określania wielkości pomieszczeń w architekturze japońskiej. Dom Fletu też jest opisywany w ten sposób, chociaż wyjątkowo, w tym przypadku podłoga wcale nie jest pokryta tatami. Wszystkie podłogi w innych tradycyjnych domach japońskich, jakie widziałam, były pokryte tatami. Chodzi się po nich boso (unikając zwyczajowo stąpania po stykach mat), co zresztą jest bardzo, bardzo przyjemne.

W Chiiori podłoga jest z desek, czarnych i lśniących, równie miła do chodzenia boso, jak tatami. Zarówno ona, jak i wszystkie wewnątrz widoczne drewniane elementy konstrukcyjne są ciemne, prawie czarne. Chata bowiem jest kurna. Paleniska nie mają żadnych okapów nad sobą. Nie ma także ani komina, ani stropu – od środka widać podniebienie dachu. Dodatkową funkcją pomieszczeń było bowiem suszenie i chyba wędzenie tytoniu. Dym uchodził bowiem przez dymniki w szczycie dachu. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, jak można było żyć w takim zadymionym pomieszczeniu, zwłaszcza zimą. Co prawda na Shikoku klimat jest łagodniejszy niż w Polsce, ale nie aż o tyle, aby zimą pomieszczenia mieszkalne nie wymagały ogrzewania. Ogółem stosunek Japończyków do sprawy ogrzewania jest zadziwiający, o czym napiszę przy innej okazji.

Czarna podłoga i palenisko w izbie zashiki

W konstrukcji dachu szczególnie rzuca się w oczy użycie nie tylko prostych, lecz także grubych, krzywych belek i to nie sztucznie ukształtowanych, ale z pni krzywych drzew. Tego rodzaju krzywe belki stropowe widziałam także w kilku innych tradycyjnych budynkach japońskich. Nie wiem, czy gdzieś na świecie poza Japonią stosuje się tego rodzaju elementy – w Polsce na pewno nie.

Konstrukcja dachu Chiiori

 

120-letni magazyn ryżu przekształcony w herbaciarnię w mieście Kurashiki

Tradycyjna konstrukcja z krzywą belką w zrewitalizowanym obiekcie w mieście Kanazawa

Musiałabym lepiej znać filozofię i sposób myślenia Japończyków, aby z całą pewnością wyjaśnić dlaczego takie krzywe belki stosowano. Czyżby nie było w Japonii, która w 80% powierzchni pokryta jest lasem, dosyć prostych drzew? Pozwolę sobie na pewne przypuszczenie. Wiadomo, że istnieją w tamtejszych lasach drzewa krzywe, co wynika zapewne z lokalnie trudnych warunków geograficzno-klimatycznych, ale przecież proste drzewa zapewne są jednak w przewadze. Kwestia polega zatem raczej na dziwnej dla nas akceptacji takiego koślawego budulca. I tu przychodzi mi na myśl japońska filozofia wabi-sabi polegająca na celebrowaniu niedoskonałości, naturalności i przemijającego piękna. W przeciwieństwie do zachodniej estetyki, która dąży do perfekcji wabi-sabi docenia prostotę, skromność i harmonię z naturą. Akceptuje naturalne niedoskonałości. Na tej filozofii opiera się między innymi sztuka kintsugi, czyli klejenie potłuczonych ceramicznych naczyń żywicą ze złotem.

A teraz kilka słów o wspomnianym dziwnym podobieństwie. Przed laty prowadziłam badania nad polską, drewnianą architekturą ludową ze szczególnym uwzględnieniem okolic Krakowa, Bieszczad oraz Beskidu Żywieckiego, Śląskiego i Małego. Z tej perspektywy twierdzę, że jeśli nie brać pod uwagę konkretnego pochodzenia budulca i szczegółów konstrukcji, lecz zewnętrzną formę i ogólne wrażenie, chata Chiiori na stokach Karpat nie budziłaby niczyjego zdziwienia. Przysadzista, rozsiadła na stoku, niejako zrośnięta z podłożem bryła, wielki, czterospadowy dach z dymnikami kryty grubą, „ciepłą” strzechą, drewniane, pociemniałe od słońca ściany, kamienna podmurówka, drewno opałowe ułożone pod szerokim okapem. Wszystko  się zgadza.

Podobieństwo: Chiiori po lewej i chałupa z Bieszczad po prawej

Gdy jeszcze zobaczyłam pod okapem Chiiori młynek do zboża takuteńki, jaki widziałam na polskiej wsi skąd pochodził mój ojciec, po prostu zdębiałam.

 

Młynki do zboża: japoński po lewej i polski po prawej

 W rozważaniach nad polską architekturą ludową, w których wielokrotnie uczestniczyłam, zwraca się uwagę na wpływ lokalnego klimatu, dostępności rodzimych materiałów, sposobu życia i pracy mieszkańców. Uwarunkowania te w mniejszym lub większym stopniu przesądzają o formie, która poza tym jest tworem myśli ludzkiej doskonalonym doświadczeniem kolejnych pokoleń.

Podobieństwo japońskiej i polskiej architektury ludowej ujawniające się mimo mnogości różnic, które  można by wyliczać bez końca, jest zadziwiające, ale także bardzo pouczające.

Alex Kerr swoje działania w Japonii opisał w kilku książkach - o chacie Chiiori w książce pt. Japonia utracona. Opisuje tam, że gdy po raz pierwszy wszedł do wnętrza na podłodze zalegała gruba warstwa czarnego osadu. Okazało się, że był to sproszkowany tytoń. Opuszczając chałupę ostatni mieszkańcy pozostawili suszące się, wiszące na krokwiach liście tytoniowe, które z czasem zamieniły się w ów czarny osad.

Chata Chiiori nie była jednak jedynie prywatnym celem Kerry’ego. Zajął się sprawami ogólniejszymi, to jest nową formułą rozwojową upadającego i wyludniającego się regionu. Nowy kierunek miał polegać na udostępnieniu turystycznym, przy pełnym szacunku do przepięknej natury i odrębnej, dawnej kultury. Ten kierunek realizowany jest nadal przez dwie instytucje założone przez Kerry’ego: Chiiori Trust i Chiiori Alliance. Chiiori Trust wykupiło w tamtym regionie jeszcze 8 innych domów i tam realizuje swoje idee. Są tam też domy miejskie typu machiya.

Z tym drugim rodzajem domów zapoznałam się potem w innych miejscach szczególnie w Kioto i napisze o tym osobno. Z pewnością  dość dziwne jest to, że ochroną zabytkowych domów mieszczańskich – machiya Japończycy zaczęli się zajmować nie zaraz po wojnie, lecz dopiero na przełomie wieków XX i XXI, kiedy to większość tego zasobu już nie istniała. Nie kryją przy tym faktu, że dostrzegli tę potrzebę inspirowani przez Amerykanów, którzy żywo interesowali się zabytkową architekturą Japonii. Nie potrafię określić precyzyjnie jak wielką rolę odegrał w tej sprawie Alex Kerr i jego Dom Fletu, ale przypuszczam, że ważną, a może nawet wiodącą. Tak czy inaczej chwała mu za to, bo przyczynił się walnie do zachowania tego, co najbardziej interesuje ludzi ciekawych świata. Myślę tu o obserwowaniu i kontemplowaniu fascynującej gry między jednorodnością a różnorodnością.

W czasie wycieczki po Shikoku byliśmy jeszcze w położonym nieopodal domu Kimura. Jest to najstarszy obiekt tego rodzaju w regionie Iya uznany za zabytek należący do kulturowego dziedzictwa Japonii. Należał niegdyś do głowy wioski (sołtysa?), dziś jest obiektem muzealnym.  Tu mogliśmy zobaczyć wyjątkową grubość równo przystrzyżonej strzechy i wielką solidną podmurówkę. Obiekt, w przeciwieństwie do Chiiori, robi wrażenie  martwego eksponatu muzealnego.

Strzecha i kamienne mury domu Kimura

Pochodzący z XVII wieku dom Kimura w wsi Tsurui na wyspie Shikoku

 

Powrót do Chiiori

Moje zwiedzanie wyspy Shikoku w roku 2009, podobnie zresztą, jak innych miejsc w Japonii, było najeżone niespodziankami, zaskoczeniami i zag...